Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama Centrum Doskonalenia Umiejętności Egzaminacyjnych

Nauczyciele akademiccy o prozie nauczania w czasie pandemii

Większa dyscyplina czasowa, ale też brak reakcji słuchaczy, mniej pytań i dyskusji czy zmęczenie wzroku to prozaiczne realia związane z prowadzeniem wykładów online. Nauczyciele akademiccy mówią w rozmowie z PAP o nauczaniu w czasie pandemii.
  • Źródło: PAP
Nauczyciele akademiccy o prozie nauczania w czasie pandemii

Od poniedziałku 26 października cała Polska znalazła się w strefie czerwonej, co oznacza, że zajęcia dla studentów odbywają się zdalnie (na dużą skalę rozpoczęło się to już w II semestrze poprzedniego roku akademickiego). Są jednak wyjątki: uczelnie mogą kształcić w swoich murach studentów ostatniego roku studiów I stopnia, studentów studiów II stopnia i jednolitych studiów magisterskich. Na miejscu mogą się też odbywać zajęcia dla doktorantów, o ile nie można ich zrealizować z wykorzystaniem metod i technik kształcenia na odległość.

Jakie wyzwania oznacza w praktyce dydaktyka online? "Zdalne nauczanie to tylko namiastka tego, na co pozwalają tradycyjne zajęcia kontaktowe" - zauważa w rozmowie z PAP dr hab. Piotr Rzymski z Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu. - "Gorsza jest obustronna komunikacja: pytania padają na ogół tylko na końcu zajęć, niemal nigdy w trakcie; jest ich też znacznie mniej".

Piotr Rzymski dodaje, że kiedy podczas wykładów "mówi do komputera" i nie widzi słuchaczy - trudno stwierdzić, czy studenci rozumieją przekazywane im treści.

"Niektóre kamerki studentów są wyłączone, inni są ledwo widoczni. Czasami czuję się, jakbym mówił do ściany" - potwierdza dr Dariusz Błaszczyk z Wydziału Archeologii UW.

W nauczaniu zdalnym Rzymski dostrzega też pozytywy, które dotyczą dyscypliny czasowej. Prowadzący robi wtedy bowiem mniej dygresji i rzadziej opowiada ciekawostki, które podczas zajęć tradycyjnych są naturalnym rezultatem interakcji ze studentami.

Trudność związana z utrzymaniem koncentracji studentów i wykładowców to kolejny aspekt prowadzenia wykładów online. "Półtorej godziny zajęć przy komputerze kosztuje nas wszystkich więcej energii i uwagi, niż ten sam czas w sali wykładowej" - zauważył w rozmowie z PAP dr. hab. Łukasz Niesiołowski-Spano’ z Wydziału Historii UW. Zamierza on wprowadzić kilkuminutowe przerwy w czasie wykładów - m.in. po to, aby dać oczom odpocząć od wpatrywania się w ekran.

Uczestników wykładu zdalnego bywa wielu, a monitor komputera jest zwykle niewielki, dlatego wykładowca nie widzi ich dobrze w małych oknach. Do tego dużą część ekranu przysłania zwykle prezentacja. "Nie mogąc nawiązać kontaktu wzrokowego ze studentami, nie widzę ich reakcji i trudno mi stwierdzić choćby to, czy mówię z odpowiednią prędkością" - zauważa historyk z UW.

Prof. Niesiołowski-Spano’ dostaje też pozytywne sygnały od studentów, którzy chwalą sobie np. możliwość udostępniania przez niego prezentacji na ich własnych monitorach. Dzięki temu treści graficzne są bardziej czytelne i lepiej przyswajalne, niż gdy wyświetla się ją w dużej sali za pomocą rzutnika.

Historyk pozytywnie ocenia prowadzenie ćwiczeń online pod warunkiem małej liczebności grupy. Jak mówi, w zaangażowanej grupie liczącej do dwunastu osób takie zajęcia wychodzą dobrze, a po wprowadzeniu kilku zasad porządkowych "dyskusje były znakomite". Każdy z rozmówców przed zabraniem głosu podnosi rękę - prowadzący widzi takie zgłoszenie za pośrednictwem komunikatora.

Podczas wykładów monograficznych dr hab. Maciej Borodzik z Wydziału Informatyki, Matematyki i Mechaniki UW spotyka się zaledwie z kilkunastoma studentami. Nie ma wówczas problemu z wymianą spostrzeżeń. Formuła online sprawdza się też w przypadku seminariów. "Mogę na nie zaprosić wybitnych ekspertów z zagranicy, którzy w normalnych warunkach nie mogliby przybyć na spotkanie" - zauważa.

Zatem paradoksalnie okres pandemii stwarza szansę na nawiązanie kontaktu z osobami, które na co dzień były nieosiągalne - np. słynnymi matematykami zza oceanu. Aktywni i zaangażowani naukowcy lub studenci mają też szerszy dostęp do coraz liczniejszych otwartych wykładów prowadzonych przez najlepsze światowe uczelnie i instytuty - zauważa matematyk.

Podsumowując doświadczenia z nauczaniem online Niesiołowski-Spano’ stwierdził, że nie obserwuje pogorszenia jakości kształcenia. Przyznaje jednak, że wszyscy uczestnicy jego zajęć mieli dotychczas dostęp do szybkiego internetu i inne odpowiednie narzędzia.

Część naukowców udostępnia studentom nagrania swoich wykładów. Dzięki temu mogą oni powrócić do fragmentów, które były mniej zrozumiałe. Według Niesiołowskiego-Spano’ praktyka ta jest dobrze oceniana przez studentów, ale wciąż mało powszechna, gdyż niektórzy dydaktycy obawiają się m.in. naruszenia ich praw autorskich.

Oprócz ćwiczeń i wykładów osobną kategorią są na uniwersytetach zajęcia praktyczne, np. laboratoryjne. To one - w ocenie dr hab. Rzymskiego - ucierpiały w dobie pandemii najbardziej.

"Oczywiście można zademonstrować zdalnie nagrania wideo i objaśnić, w jaki sposób przeprowadzić eksperyment czy założyć hodowlę komórkową. Ale nic nie zastąpi sytuacji, w której studenci mogą wykonać te czynności samodzielnie. Wtedy tym autentycznie +żyją+. Obcują ze sprzętem; uczą, jak się z nim prawidłowo obchodzić, mają poczucie sprawczości i faktycznie zdobywają praktyczne umiejętności. Zwiększa się ich samoocena" - wymienia naukowiec.

Według Niesiołowskiego-Spano’ już po zakończeniu pandemii wiele obecnie stosowanych narzędzi będzie można nadal wykorzystywać do zajęć dydaktycznych. "Powinniśmy z tej lekcji wyciągnąć jak najwięcej wniosków. Nie możemy po prostu wrócić do sal wykładowych i pracować jak w XIX w." - mówi. Jego zdaniem warto byłoby np. wprowadzić nagrywanie wykładów i ich udostępnianie. Pozytywnie ocenia też testy wykonywane za pośrednictwem internetu.

Dla funkcjonowania uniwersytetu kluczowa jest jednak interakcja społeczna, gdyż uczelnia to nie tylko przekazywanie wiedzy, ale też związana z tym otoczka. Bez zajęć na żywo studenci będą ubożsi o liczne doświadczenia - wskazują rozmówcy PAP. "Tego braku nie da się niczym zrównoważyć. Źle by było, gdyby sytuacja epidemiczna uniemożliwiła nam normalne funkcjonowanie dłużej, niż w obecnym roku akademickim" - uważa Niesiołowski-Spano’.

Dr Błaszczyk przypomina, że już przed pandemią rosła popularność kursów online. "Nie zastępowały one jednak tradycyjnych wykładów. Były dodatkowym elementem systemu kształcenia" - mówi.

"Najbardziej poszkodowani z powodu nauczania online są studenci, którzy dopiero rozpoczynają przygodę z uniwersytetem. Będzie to stracone pokolenie - nie nawiążą na samym początku studiów bezpośrednich relacji ze swoimi rówieśnikami ani z wykładowcami" - kończy dr Błaszczyk.

(PAP)

autor: Szymon Zdziebłowski

szz/ zan/


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Stanisław 02.11.2020 11:45
A dlaczego większość uczelni zwalcza poglądy Chrześcijańskie i promuje ateizm ? Czy chodzi o łatwiejszą manipulację na ateistach ? Moja córka studiuje na UKW i widzi że uczelnia po cichu promuje lewicowość i LGBT. Studenci którzy się otworzą i zadają tzw trudne pytania o porażce krajów zachodnich w zakresie przyjmowania islamu i braku wartości w LGBT, maja ciężko i są zwalczani. Tak się tworzy z ludzi miałką pulpę, jak kiedyś w czasach komuny.

zachmurzenie umiarkowane

Temperatura: 6°CMiasto: Bydgoszcz

Ciśnienie: 1001 hPa
Wiatr: 9 km/h

STARY RYNEK

ReklamaCentrum Doskonalenia Umiejętności Egzaminacyjnych
Ostatnie komentarze
Reklama
News will be here
Reklama
News will be here
NAPISZ DO NAS

Jeśli masz interesujący temat, który możemy poruszyć lub byłeś(aś) świadkiem ważnego zdarzenia - napisz do nas.

Reklama